Przemyślenia świeckie nad aktem zawierzenia się Kościołów Ameryki Łacińskiej autorstwa Rodrigo Guerry Lopeza, członka Papieskiej Akademii Życia i zespołu teologicznego Konferencji Episkopatów Ameryki Łacińskiej.
Nie symbol a wydarzenie
Właśnie wtedy w samym środku pathos w grudniu 1531 r. ma miejsce wydarzenie guadalupańskie. Z historycznego punktu widzenia, to, co dzieje się wówczas, nie jest wykreowaniem jakiegoś symbolu, ale wybuchem czegoś obiektywnie nieprzewidzianego. [3] Święta Dziewica z Guadalupe o indiańskich rysach twarzy wychodzi na spotkanie Juanowi Diego i zleca mu misję: ma udać się do biskupa i prosić, by u podnóża góry wybudował Jej dom, gdzie by mogła wysłuchiwać płaczu swego ludu, „jego smutku i żalu, by mogła uzdrawiać jego boleści i zaradzać wszystkim jego rozmaitym potrzebom, by mogła uczynić wszystko to, czego pragnie Jej miłościwe spojrzenie”. [4] „Święty domek”, który ma zostać wzniesiony, jest z pewnością miejscem dokąd można przyjść ze swoimi bólami, miejscem opieki nad cierpiącymi, leczenia ran i przywracania do życia tego, co wydaje się umierać. Jednak „święty domek” jest także wyobrażeniem sensu wszechświata, punktem odniesienia wyznaczającym kierunek, miejscem, z którego wszystko postrzega się z jej wnętrza. Świątynia w Guadalupe jest łonem, z którego rodzi się nowa rodzina, to znaczy nowy naród, łonem, noszącym w sobie liczne kultury prekolumbijskie, a także kulturę hiszpańską. Nosi je nie po to, by je powielać, ale po to, by je połączyć w nową całość.
Początkowo zarówno konkwistadorzy jak i ewangelizatorzy starają się w sposób jednostronny zaprowadzić nowy ład na obraz i podobieństwo Kastylii. Jednak ich plan koliduje z rzeczywistością, która nie daje sobie narzucić nowego porządku. Tzvetan Todorov w książce Podbój Ameryki - problem innego przytacza świadectwa konkwistadorów i misjonarzy, aby wykazać zawodność ich systemu rozpoznawania „innego”. Krzysztofowi Kolumbowi nie udało się poznać ani pokochać rdzennej ludności. Jest odkrywcą przytłoczonym własnym odkryciem. Hernan Cortés zna dobrze rdzennych mieszkańców, ale ich nie kocha. Paradygmat z którego się wywodzi, uniemożliwia mu patrzenie na „innego” jak na kogoś o równej sobie godności. Ojciec Bartolomé de Las Casas darzy Indian miłością, ale zna ich bardzo mało. Życia mu nie wystarczy, by zgłębić bogactwo kultur prekolumbijskich. Misjonarze i kronikarze powoli rozmiłowują się w zwyczajach rdzennych mieszkańców, ale także i oni popadają w pesymizm wobec trudów nawracania Indian. Dopiero pojawienie się Dziewicy Maryi z Guadalupe staje się historycznym i prawdziwym początkiem ewangelizacji, zakotwiczonej w miejscowej kulturze i ta inkulturacja jest wcieleniem w życie pedagogiki uznawania podmiotowości drugiego człowieka. Wydarzenie guadalupańskie jest początkiem narodzin nowego narodu, który nie jest kontynuatorem strategicznej logiki Korony hiszpańskiej, ale stopniowo nabiera kształtu empirycznie doświadczalnej nowości.[6]
Innymi słowy Matce Bożej z Guadalupe udaje się osiągnąć to, czego mimo usilnych starań nie zdołało dokonać wielu misjonarzy. Udaje się Jej wykorzystać elementy teogonii Indian jako grunt do posiewu w ich sercach Ewangelii oraz przywrócić godność ludziom, którzy w inny sposób niż Europejczycy myśleli, mówili, ubierali się i wierzyli.